Szanowni Państwo idee Społecznej Demokracji Marka Woch wyraził
w słowach Prof. Jacek Breczko
Społeczna Demokracja (polityczne wyznanie wiary)
Przez blisko półwiecze, po drugiej wojnie światowej, Polacy marzyli o demokracji: żeby u nas była – jak na Zachodzie – demokracja; demokracja zwyczajna, demokracja bez przymiotnika, nie zaś ludowa, albo socjalistyczna. To marzenie się spełniło, okazało się jednak, że demokracja nie jest lekiem na całe zło, że demokracja nie prowadzi do raju; przeciwnie, zdana sama na siebie – bez wsparcia o pewne przymiotniki – może prowadzić do licznych społecznych schorzeń, ludzkich nieszczęść.
Krótko mówiąc, sama demokracja, pojęta jako zwyczajne rządy większości oraz pewne procedury wyborcze – mające owe rządy większości zapewnić – to za mało.
Wszak większość może zdecydować demokratycznie, aby jakąś mniejszość uwięzić i torturować, albo – najlepiej – wyciąć w pień bez sądu. Mordująca większość to może być 51%, a mordowana mniejszość to może być 49%; różnica jednego procenta wystarczy; taka jest logika czystej demokracji.
A zatem demokracja (jeśli nie ma się obrócić w tyranię większości), musi być ograniczona przez – niezbyt sympatyczną dla owej większości – poprawkę (zaporę), że większość musi szanować mniejszość; że musi szanować prawa mniejszości.
A jaka jest mniejszość zarazem najmniejsza i najważniejsza? Otóż, jest nią poszczególny człowiek. Demokracja (wola większości) musi być zatem ograniczona kolejną poprawką (zaporą): są nią prawa człowieka, czyli uprawnienia przysługujące każdemu człowiekowi z osobna.
Kiedy zaś mówimy prawa (prawa mniejszości, prawa człowieka) to zakładamy kolejne ograniczenie dla woli większości: jest nią prawo po prostu. Państwo demokratyczne powinno też być – jeśli nie chcemy tyranii większości – państwem prawa.
To wszystko są sprawy dobrze znane i nie budzące raczej kontrowersji. Społeczna Demokracja do tych postulatów wprowadza wszakże jeszcze jeden postulat; być może najważniejszy, wieńczący.
Demokracja powinna być uzupełniona o demokratycznego ducha. A cóż to jest? A cóż to znaczy? Duch demokratyczny to przeciwieństwo ducha arystokratycznego. Niegdyś demokratą był ten, kto sprzeciwiał się arystokracji; kto był przeciwnikiem przywilejów związanych z pochodzeniem, koligacji rodowych, snobizmu, patrzenia z góry na „prostego człowieka”. Duch demokratyczny dotyczy zatem nie tylko ustroju, ale i wartości; zawiera w sobie przekonanie, że w sferze społecznej – inaczej niż w sztuce i w nauce – ważniejszy jest lud, masy, naród, a nie elity. Ów prymat ludu nad elitami, prowadzi do rozlicznych konsekwencji. Patrząc, na przykład, na sytuację społeczną i polityczną we współczesnej Polsce, należy ubolewać nad partriokracją i mediokracją, czyli władzą – powiązaną z nadmiernymi przywilejami – elit partyjnych oraz elit związanych z mediami (działających zresztą w swoistej symbiozie).
Patrząc w szerszej perspektywie, duch demokratyczny wzywa do tworzenia wspólnoty. Tworzenie wspólnoty ma zaś dwa ważne rozgałęzienia. To po pierwsze, stawienie barier nadmiernemu indywidualizmowi; używając sportowej metafory, to granie nie tylko indywidualne, ale też „granie zespołowe”; działanie nie tylko z myślą o „błyśnięciu” i odniesieniu sukcesu indywidualnego, ale też z myślą o zwycięstwie drużyny (obrona, mniej widowiskowa, bywa ważniejsza niż atak, asysty bywają cenniejsze niż bramki). Drugie rozgałęzienie – niezbędne, aby powstała silna wspólnota – to pomaganie tym, którzy nie nadążają, którzy zostają poza peletonem; to – innymi słowy – stawanie po stronie słabszych, skrzywdzonych, poniżonych i upośledzonych. To wskazanie jest bliskie chrześcijaństwu, ale też ludziom niewierzącym, wrażliwym na krzywdę wyrządzaną innym (wydaje się bowiem, że na krzywdę nam wyrządzaną, każdy jest wrażliwy). To z kolei wskazanie prowadzi do postulatu, aby opierać to nie tylko na prywatnej inicjatywie i filantropii, ale na zinstytucjonalizowanej i solidnej działalności państwa. Społeczna Demokracja głosi zatem potrzebę aktywnego udziału państwa w działalności wyrównującej szanse, pomagającej słabszym, biedniejszym, schorowanym, starszym.
Nie chodzi nam wszak – jak dawnym socjalistycznym demokratom – o pełną kontrolę państwa nad wszystkimi obszarami życia gospodarczego. To byłoby dla gospodarki zabójcze. Chodzi nam o zdecydowaną kontrolę nad wybranymi obszarami. Jakie są to obszary? Nade wszystko oświata i służba zdrowia. Czy chcielibyśmy, aby obrona kraju została scedowana na prywatne armie, czy też uznajemy za słuszne, aby broniła nas armia państwowa? Otóż podobnie z nauczaniem i leczeniem; prywatne szkolnictwo i lecznictwo może być tylko uzupełnieniem dobrze zorganizowanej działalności państwa w tych dziedzinach. Idzie o to, aby ubogie dzieci były uczone dobrze, a nie byle jak oraz aby ubodzy ludzie byli leczeni dobrze, a nie byle jak. To jest sfera koniecznej aktywności państwa; aktywności budującej wspólnotę.